Wersja Archiwalna

Silurien Linei

W ciemną deszczową noc przemierzała ulice Middenheim, trzymając w ramionach małe, kwilące zawiniątko. Kierowała się do domu samotnie stojącego na obrzeżach miasta. Wiedziała, że musi się spieszyć, bo to co miało nastąpić, zbliżało się nieubłaganie. Stanęła na gościńcu. Rozglądając się nerwowo, czy nie ma nikogo, kto oprócz gospodarza mógłby ją zobaczyć, zaczęła walić z całej siły w drzwi. - Kto śmie mnie budzić w samym środku nocy?! - usłyszała dobiegający zza drzwi wściekły męski głos – Czyście ludzie rozum już postradali! Człek rano na robotę idzie, a zaburzacie jego sen!!! Mężczyzna otworzył drzwi i skamieniał. - Na Ulryka! Pani Sil-rien! Proszę, zapraszam do środka, niechże się pani ogrzeje- zaprosił ją gestem ręki do środka. - Dziękuję Ci Konradzie. Przybywam do was z ogromną prośbą. Czas mnie nagli, więc nie będę tłumaczyć. Zostawiam wam moją córę na wychowanie, ja nie mogę mieć jej przy sobie. Musicie ją chronić bardziej niźli własnego życia - rzekła pośpiesznie nie wdając się w szczegóły – Od dziś jest to tak samo wasze dziecko jak i reszta Twych dziadków. Dam Ci pieniądze, ażebyś nie cierpiał głodu – mówiąc to wyjęła spod płaszcza sporą sakiewkę. - =Ależ pani! Toż to elfie dziecko! Jakież my jej chowanie damy? Stare już jesteśmy. - Póki, co piecza nad nią spada na was, później niech Wasze córy i synowie się podejmą tego. Konradzie błagam Cię, zajmij się nią najlepiej jak tylko będziesz potrafił. Twoja rodzina zawsze będzie mogła liczyć na pomoc ze strony moich braci- mówiła nerwowo i pośpiesznie, jakby stał nad nią kat i czekał, aż wypowie swoje ostatnie słowa.- Czas mnie nagli. Zaklinam Cię! Miej na nią baczenie! – narzuciła w pośpiechu na głowę kaptur i skierowała się w stronę wyjścia zostawiając zawiniątko. - Pani! A jak ją zowią? – krzyknął chłop za znikająca postacią. - Konradzie… Przyjacielu Ty mój… To już Twoja córa sam zdecyduj… - powiedziała i zniknęła w ciemności. Mężczyzna stał z posępną miną. Wiedziała, że nie może odmówić Sil-rien - przyjaciółce rodziny. Pamiętał dobrze, jak jego ojciec opowiadał o dzielnej pani Sil-rien, która towarzyszyła mu w wyprawie na chaos. -Cóż Ty będziesz ze mnie mieć za pożytek?! Ja z Tobą będę się miał, ale wypełnię prośbę pani Sil-rien. Tylko jakby Cię tu nazwać. Córa elfów w moim domu. Nie znam elfickich imion. Dziadowie opowiadali o wojowniczce, która to pokonywała jednym ciosem dziesięciu reptilionów, a wyglądała przy tym jakoby tańczyła. Kobieta ta była równie niebezpieczna jak i piękna, na imię jej było Silu. Może i Ty dziecino, kiedy będziesz wojownikiem niech twym imieniem będzie Silurien. Tak na szczęście -po matce i tej kobiecie z opowiadań. -Matka! Zejdź no na dół. Dziecko czas nakarmić!!!

Silurien była wychowywana na równi z resztą dzieci Konrada, lecz nie ukrywał przed nią faktu, iż jest ona elfem. Z czasem Konrad coraz bardziej niedołężniał, więc postanowił jakoś zadbać o dalszą przyszłość swojej podopiecznej, a że niestety dwóch jego synów, na których liczył zginęło, musiał ją gdzieś ulokować. W zasadzie Silurien wychowywał się w towarzystwie dwóch chłopaków i często się z nimi biła, a wychodzili oni ze starcia jakby dostali się pod koła karocy. Więc stary postanowił przeszkolić ją na ochroniarza i nie żałował. Dziewczyna bardzo szybko znalazła prace u bogatego kupca. Nie tylko umiejętności były jej atutem. Wyrosła na piękną kobietę o lśniących kruczoczarnych włosach i błękitnych jak niebo oczach. Rodzina kupca pokochała Silurien, traktowali ją jak jedna z nich aczkolwiek trzymali stosowny dystans. Pewnego wiosennego popołudnia do domu kupca przybył jegomość z dalekich krain. Zwali go Eltharion. Silurien była pod dużym wrażeniem owego przybysza, wyglądał na światowej klasy wojownika, co bardzo jej imponowało. Po chwili przybysz i kupiec zniknęli za drzwiami biura. Po dłuższej chwili kupiec wyszedł z bardzo zamyślana miną. Pożegnał Elthariona i skierował się w stronę stojącej w pobliżu Silurien. - Zaproponowano mi, ażebym jechał do Arabii. Możesz zostać, jeśli chcesz, lub wyruszyć razem z nami- rzekł do niej - Panie mój, wiesz przecież, że jestem zawsze przy Tobie. Oczywiście, że udam się w podróż. Nie mogłabym Ciebie zostawić samego- w jej głowie jawiły się obrazy wielkich dokonań. -Tylko wiedz, że ta podróż może być bardzo niebezpieczna. Nie wiemy, co za ludzie tam mieszkają …-powiedział na przestrogę.

autor:Shebeth