Wersja Archiwalna

Krew dla Boga Krwi...

Powiało chłodem gdy drzwi kaplicy otworzyły się z głuchym hukiem. Płomienie świec zatańczyły niespokojnie, a większość z nich zgasła. Do sali wlała się fala zimna, ciemności i śnieżnej zawieruchy. W cieniu drzwi stanęła barczysta i wielka postać. - Ktoś Ty wędrowcze i co sprowadza Cię w nasze skromne progi - Wykrzyczał w mroki kapłan Sigmara. - Dajcie schronienia, strawy i ciepła, a będę wdzięczny - Odpowiedziała mroczna postać, zamykając jednocześnie za sobą drzwi do kaplicy. Blade światło, rzucane przez kilka świec skutecznie oświetlało skromny ołtarzyk, oraz zakapturzonego kapłana, lecz przybysz nadal pozostawał w cieniu. - Podejdź tu do mnie mój synu, niech Cię zobaczę - Rzekł miłym lecz chrapliwym głosikiem kapłan. Masywna postać ruszyła powoli w stronę starca, drewniany, stary parkiet trzeszczał pod krokami kolosa. W końcu staruszkowi ukazał się postawny mężczyzna, prawdopodobnie zakuty w stalową czerwoną zbroję ze złotymi okuciami. Wszędzie widać było złowieszcze insygnia w kształcie czaszek i znaków samego krwawego Khrona. U jego pasa wisiał wielki miecz, a na jego rękojeści widniała wrzeszcząca twarz demona, w którego oczach tliły się węgle. Głowę wojownika ochraniała kolczasta przyłbica, w której szczelinach widać było spojrzenie pełne furii. - Na Sigma... W tej chwili wielka, pancerna rękawica chwyciła kapłana za gardło i podniosła go nad posadzkę. - Ojczulku, czyżby odebrało Ci głos? - Rzekł pół głosem wojownik. - Musze zaprzeczyć - Odpowiedział stanowczo kapłan, a jego oczy zapaliły się jasnym światłem. Chwycił obiema dłoniami rękę niewiernego, a wojownik puścił kapłana gdy spostrzegł, ze jego dłoń zaczęła się dymić i palić. - Imperialne ścierwo, jeszcze pożałujesz dnia w którym się urodziłeś - Wykrzyczał heretyk łapiąc za klingę swojego ogromnego miecza, węgle w oczach demona u rękojeści zapłonęły żywym ogniem. Kapłan chwycił za swój młot leżący w cieniu ołtarzyka i stanowczo ruszył ku pancernemu kolosowi wygłaszając modlitwy o siłę Sigmara. Wojownik Chaosu przybrał pozycję obronną by odeprzeć atak starca. Młot z całym impetem uderzył w klingę miecza, jednak ten tylko nieznacznie zamortyzował siłę obucha. Ręka trzymająca miecz ustąpiła i ostrze upadło na ziemię, a jego właściciel został odrzucony o dobre kilka metrów, miażdżąc swoją masą drewniane drzwi do kaplicy. - Teraz tobie odebrało głos? Pomiocie, Ty nic nie warty śmieciu? Ręka Sigmara zniszczy Cię i to Ty przeklniesz dzien w którym się urodziłeś.- Krew dla Boga Krwi... - Wydusił z siebie kolos leżący w śniegu. Podniósł się i chwycił za miecz. - Krew dla Boga Krwi, nie ważne czy Twoja czy moja, krew musi płynąć. Po tych słowach mroczna postać zaszarżowała na kapłana stojącego w drzwiach kaplicy, z pełnym impetem i furią natarła na wyznawcę Sigmara. Cios za ciosem, oczy demona na rękojeści jak i oczy wojownika błyszczały coraz czerwieńszym światłem. Z każdym ciosem rosła w siłę jego furia i szał mordu, za każdym ciosem kapłan tracił siły i swoją moc i za każdym ciosem przeciwnicy zbliżali się w stronę ołtarza. Gdy w końcu kapłan oparł się plecami o altar, bez sił i woli walki, ponownie stalowa rękawica chwyciła go za gardło i uniosła nad parkietem. - Zapłacisz za swoją odwagę kapłanie. W tym momencie dłoń poczęła zaciskać się coraz mocniej i mocniej na gardle starca, stalowe szpony wbijały się w jego skórę a z ran wypłynęły strużki krwi. Z gardła ofiary wydobyły się ostatnie bulgoczące odgłosy gdy krtań została zmiażdżona. Jeszcze przez chwile oprawca rozkoszował się tą chwilą, po czym upuścił zwiotczałe ciało na ołtarzyk. - Niech ta ofiara przekupi moją słabość! - Wykrzyczał rozwścieczony rzeźnik. Chwycił za młot Sigmara i z furią zaczął obijać ciało kapłana. Zmiażdżył je doszczętnie, a przestał tylko dlatego, że młot ugrzęzł w pogruchotanych kościach korpusu. - Chwała Sigmarowi dziadku... Wyszeptał ironicznie Belathor zrywając naszyjnik z symbolem boga i wieszając go u pasa. Rozglądnął się jeszcze po zrujnowanej kaplicy, profanując wszystkie symbole krwią kapłana, nakreślił znak Boga Krwi po czym opuścił budynek, dosiadł swojego rumaka i wyruszył w mroki nocy i zimowej zamieci...

Belathor jest wielkim Mistrzem Wojny, mówią że jest inkarnacją Boga Krwi w ciele śmiertelnika. Podróżuje zawsze samotnie, samotnie morduje i samotnie walczy z Imperium. Pochodzi z Norski, jednak gdy był młody wyruszył do Imperium by uczyć się i studiować teologię. Gdy profesorowie i mędrcy dowiedzieli sie o jego pochodzeniu, wyrzucili go z uczelni i potępili. Później chciał zostać kapłanem Sigmara, jednak norska krew przeszkodziła mu w tym, znienawidził Imperium i powrócił do rodzimych ziem. Z powodu nienawiści do Imperium, przyłączył się do wyruszających właśnie na wojnę hord chaosu, występując pod sztandarem Boga Krwi... Przez lata toczył walki, szczęśliwym trafem zawsze wychodząc ze wszystkich opresji. Zamordował setki jak nie tysiące ludzi, zaczynając od Kislevskich psów aż po Imperialną arystokrację i Elfie damy (oczywiście przed tym je gwałcąc). To w jaki sposób mordował i wspinał się po szczeblach swojej bandy, przypodobało się wielkiemu Khornowi. Podarował mu wielką siłę i bestialską moc, jak i narzędzie zniszczenia, jakim jest dwuręczny miecz. Do dziś nie wiadomo czy w ciele Belathora pozostało coś ludzkiego i nie wiadomo do końca co drzemie w jego ostrzu. Często podróżuje i walczy konno na swoim demonicznym rumaku, który bardziej przypomina opancerzoną bestię niż konia.

Niewątpliwym jest, że jest to przerażająca postać, której ataki są brutalne i gwałtowne. W pojedynkę wyrzyna całe oddziały milicji jak i cięższych, lepiej wyszkolonych zbrojnych. Za każdego zabitego przeciwnika w walce, Khorn daje mu siłę i moc by mordować dalej, a jego miecz charczy chorobliwym śmiechem gdy wbija się w ciało ofiary. Cechą odróżniającą go od zwykłego, tępego berserkera Khorna lub innego wojownika jest jego inteligencja. Długi czas przebywania w Imperium dał mu wielką wiedzę i maniery godne szlachty. W walce jednak odzywa się w nim tylko żądza krwi. Zabija zarówno czempionów Khorna jak i wyznawców innych bogów chaosu, imperialistów oraz przedstawicieli innych ras, wieśniaków czy też chłopów. Zawsze, niezależnie kogo morduje, najważniejszy jest stale płynący strumień krwi w imię Boga Krwi.